Inwestorzy tracą nadzieję, że rozpoczęta w piątek korekta może się zakończyć równie szybko jak poprzednie. Po prostu nie ma komu kupować akcji, a inwestorzy są mocno przestraszeni. Na giełdzie w Budapeszcie indeks spadł dziś o 4 proc., przy czym momentami dynamika spadku była na granicy paniki (po 0,5 proc. w kilka chwil).
Jeśli chodzi o poszczególne akcje, to najbardziej zawiedzeni mogą czuć się udziałowcy KGHM. Po porannym wzroście o 5 proc., na koniec dnia akcje potaniały jednak o 4,7 proc., do czego przyłożyła się także rekomendacja sprzedaj od DM BZ WBK (wycena 99 PLN). Również Bioton, który rano drożał o 7 proc. dzień zakończył niespełna 1-proc. zwyżką, co przy dużych obrotach (także w przypadku KGHM) wskazuje na dystrybucję papierów. Reszta rynku również spisywała się słabo (banki, spółki paliwowe, telekomunikacja, informatyka), w niektórych przypadkach (Prokom) połamane zostały ważne średnioterminowe wsparcia.
Inwestorzy zastanawiają się co dalej i czy nadal warto wierzyć w fundamenty polskiej gospodarki, a także wartość akcji naszych spółek. Odpowiedź nie jest prosta. Nasza gospodarka jest w dobrej kondycji, ale też mocny kurs złotego poważnie zachwiał siłą eksporterów. Jednak giełda dyskontuje przecież przyszłość, a nie teraźniejszość. Po kilku dniach nawet głębokiej przeceny za wcześnie jeszcze na wyciąganie pesymistycznych wniosków, ale test ważnych wsparć zbliża się nieubłaganie (2 955 punktów dla WIG20, zostało tylko 110 pkt).
Na szerokim rynku obroty były dziś wysokie (1,6 mld PLN), a zdecydowanie więcej spółek taniało niż zyskiwało na wartości (proporcje niemal 2 do 1).
Na rynku walutowym dane o amerykańskiej inflacji wywołały lawinę zleceń sprzedaży złotego. Kurs dolara skoczył do 3,07 PLN (z 3,00 rano). Frank kosztuje już 2,53 PLN (wzrost o 3 grosze od rana), a euro 3,92 PLN (wzrost o 4 grosze). Gdyby tak to miało dalej wyglądać, to kupno walut wydaje się niezłą alternatywą dla inwestycji w akcje.