Któż nie spotkał takiego „doradcy”? Są to często ludzie, których znajomość rynku ogranicza się do ostatnich kilku lat, którzy nie zaznali uczucia porażki, dla których pokora względem rynku to tylko slogan powtarzany w książkach. Oni wiedzą, kiedy będzie koniec hossy, kiedy zacznie się bessa. Jedni ścigają się w wyznaczaniu trendów, zasięgu fal elliotowskich czy interpretacji świec japońskich. Inni tajniki ekonomii mają w małym palcu.
Inwestor, który ledwo co pojawił się na rynku z w pocie czoła wypracowaną gotówką, szuka tego jedynego doradcy, który powie mu gdzie i jak ulokować pieniądze. Chętnych do pomocy jest wielu i wszyscy robią to najczęściej za darmo. Kogo wybrać? Jak inwestować , aby nie stracić? Apetyt na zysk pobudza inwestora jak wygłodniałą bestię. Wystarczy wskazać mu kierunek a rzuci się w pogoń nie bacząc na zagrożenia. W końcu każdy deklaruje, że jest długoterminowym inwestorem i liczy się ze stratą. Oczywiście ze stratą, którą szybko odrobi, bo w końcu zarobek rzędu 50%, czy 100% w skali roku nie jest wygórowanym marzeniem w obliczu zysków jakimi chwalą się fundusze.
Kiedyś londyńskiego dealera zapytano o kurs GBP/USD na koniec roku. Odpowiedział, że gdyby to wiedział byłby bardzo bogatym człowiekiem. Dlaczego? Istnieją bowiem instrumenty, które pozwalają zarabiać na wzrostach i na spadkach. Nie istnieje jednak niezawodny mechanizm, który powie kiedy ich użyć. To jak poszukiwanie inwestycyjnego Świętego Graala. Sprzedaż „na górce” i kupno „w dołku” jest marzeniem każdego inwestora. Ten, któremu to się udało najczęściej pisze książkę, w której opisuje jak to zrobił i dopiero wtedy zarabia prawdziwe pieniądze.
Inwestowanie jest po prostu nierozerwalnie połączone z ryzykiem. A ryzyko to nic innego jak potencjalna możliwość utraty części lub całości zainwestowanego kapitału. Jeśli nie akceptujemy starty, nie powinniśmy inwestować pieniędzy. Trzeba je dobrze ukryć pod poduszką, choć nawet wtedy musimy liczyć się z utratą ich realnej wartości z powodu inflacji.
Rozsądny inwestor szuka kompromisu pomiędzy oczekiwanym zyskiem a akceptowanym ryzykiem. Teoria podpowiada wiele rozwiązań. Nagrodzony Noblem portfel Markowitza, czy też od niedawna stosowana w polskich funduszach strategia CPPI są jednymi z takich koncepcji. Margines błędu zawsze jednak istnieje a to oznacza, że końcowa strata może być większa niż ta akceptowana. Pozostaje również problem z tzw. draw down, czyli obsunięcia kapitału w czasie trwania inwestycji. Możemy bowiem założyć, że na koniec roku w najgorszym wypadku skłonni jesteśmy strać np. 10%.
Co z tego jednak, gdy akurat „po drodze” spotyka nas przecena tak silna, że nie pozwala na odrobienie starty. Co powie nam wówczas nasz doradca? Ze wzruszeniem poinformuje, że mieliśmy pecha, ale nie należy się poddawać, a potem z uśmiechem na twarzy przeprosi, gdyż właśnie czeka na niego inny klient „z kasą”?
Zdrowy rozsądek jest najlepszym doradcą. Każdy potrafi przeanalizować proponowane mu rozwiązania inwestycyjne pod warunkiem, że odważy się zadawać pytania. To ważne zwłaszcza przy produktach strukturyzowanych. Zrozumieć i zaakceptować formułę wypłaty, czyli wzór według którego naliczony będzie końcowy zysk, to już połowa sukcesu. Później powinniśmy się zastanowić jaka jest szansa na prezentowany scenariusz wydarzeń, zwłaszcza gdy przekaz marketingowy kreśli przed nami wizję niebotycznych zysków. Pamiętamy jak kończą się „modne tematy inwestycyjne”. Internet w 2000 roku, czy słynne jeszcze do niedawna MIŚ-e. Nikt nie wie co przyniesie przyszłość a inwestycja w to, co jest aktualnie „na fali” najczęściej kończy się stratą.
Nie dajmy się także złapać w sidła jasnowidzów potrafiących przewidzieć rynkowe „górki” i „dołki”. Mimo, że mają narzędzia pozwalające zarabiać na spadkach i wzrostach, nie zawsze się ta sztuka udaje. Fundusze hedginowe często chwalą się spektakularnymi wzrostami, lecz równie często słychać o dużych stratach czy nawet bankructwach. Może lepiej zainteresować się produktami o z góry określonej strategii, często pasywnej, gdzie potencjalny błąd człowieka będzie wyeliminowany? Wiąże się to również z niższym poziomem kosztów, co dodatkowo zwiększa atrakcyjność takich produktów.
Inwestując pieniądze trzeba mieć świadomość, że konsekwencje podjętych decyzji obciążą konto inwestora. Warto dokładnie poznać ofertę, zadawać pytania nawet te, które wydają się „głupie”. Produkty inwestycyjne stają się coraz bardziej skomplikowane, a to oznacza, że łatwiej wpaść w pułapkę skrzętnie przygotowaną przez ich dystrybutora.