Obniżenie ratingu Włoch przez kolejną agencję – tym razem Moodys – jest reakcją na poważne problemy dotykające ten kraj. Trzecia gospodarka strefy euro coraz bardziej odczuwa presję ciążącego zadłużenia. Wynosi ono aż 120% PKB i plasuje Włochy na drugim miejscu, zaraz za Grecją, na niechlubnej liście najbardziej zadłużonych krajów strefy.
Problemem budżetu włoskiego, jak często podkreślają analitycy, są zbyt duże wydatki w sektorze prac publicznych oraz administracji. Według danych z 2009 roku, opublikowanych przez ministerstwo administracji i innowacji, aż 3,5 miliona spośród 23 milionów Włochów w wieku produkcyjnym (czyli 16,5 proc.) pracowało w tych sektorach. Wydatki rządowe, wliczając koszty administracji oraz obrony, za rządów Berlusconiego wzrosły z 753 miliardów dolarów w 2001 r. do ponad 1 biliona w 2010 roku. Pikanterii dodają szerząca się korupcja oraz nieproduktywność tzw. budżetówki.
Administracja jest nieproduktywna
Bardzo dobrym przykładem obrazującym sposób, w jaki traktowane są publiczne miejsca pracy, jest opisana przez New York Times sytuacja w Comitini, małym włoskim miasteczku, w którym żyje niecałe tysiąc ludzi. W tak małej społeczności, która raczej nie powinna mieć problemów z korkami, państwo zatrudnia jednego pełnoetatowego oficera ruchu drogowego oraz 8 asystentów. Każdy pomocnik otrzymuję pensję w wysokości 800 lub 1000 euro za przepracowanie 20 godzin w tygodniu. Jedna z asystentek, siedząc podczas pracy w pobliskim barze i pijąc kawę z kolegami, skomentowała sprawę następująco: „Miejsca pracy takie jak to utrzymują miasto przy życiu… Widzisz, siedzimy teraz w tym barze i w ten sposób pomagamy ekonomii!”.
Wielu wewnętrznych obserwatorów zwraca uwagę, że to jedynie wierzchołek góry lodowej, a zakulisowe umowy na styku świata politycznego i relacji towarzyskich, a nawet mafijnych interesów, wskutek których powstają tak kuriozalne sytuacje jak w Comitini, są na porządku dziennym.
Przykład idzie z góry
Silvio Berlusconi słynie ze swojego skandalicznego zachowania, niepohamowanego języka, licznych afer i procesów sądowych. Według tygodnika „Forbes” jest on trzeci w rankingu najbogatszych Włochów z majątkiem szacowanym na 9 miliardów dolarów. W jego posiadaniu jest między innymi firma Mediaset, mająca 50% rynku telewizyjnego we Włoszech).
Jednym ze skandali ciągnącym się za włoskim premierem jest ciągle tocząca się sprawa sądowa o płacenie za seks niepełnoletniej prostytutce oraz nadużywanie władzy. Berlusconi nie zaprzeczył, że pomógł młodej dziewczynie, dzwoniąc na policję, gdy ta była w areszcie. Jak tłumaczy, był jednak przekonany, że jest ona wnuczką prezydenta Egiptu Hosniego Mubaraka i chciał mu wyświadczyć przysługę.
Rząd Berlusconiego również nie pozostaje bez skazy. Minister finansów Giulio Tremonti jest podejrzany o korupcję. Niedawno w parlamencie odbyło się głosowanie o uchylenie immunitetu – koalicja Berlusconiego obroniła immunitet siedmioma głosami.
Brytyjski tygodnik „The Economist” podsumował okres sprawowania władzy przez Silvio Berlusconiego tytułem „Człowiek, który zepsuł cały kraj” (ang. „The man who screwed an entire country”), prezentując tezę, że ta „era” długo będzie się odbijała na narodzie włoskim.
Obecna sytuacja polityczna jest bardzo napięta. Opozycja mówi jasno: Berlusconi musi odejść. Ich głos łączy się z głosem wielu protestujących Włochów, którzy domagają się od premiera i rządu dymisji. Berlusconi do dymisji się nie poda i jedyną możliwością na odwołanie jego rządu jest wotum nieufności.
Rozczarowujące cięcia
Postawiony pod ścianą rząd musiał zakasać rękawy i zabrać się do oszczędzania. W efekcie powstał wiele razy renegocjowany i zmieniany plan oszczędnościowy, który do 2013 roku ma dać oszczędności rzędu 54 miliardów euro i tym samym zlikwidować deficyt. Zmuszenie Włochów do oszczędności wymagało od unijnych polityków nie lada zachodu – musieli odpowiednio dobierać swoje działania, tak by nie dać Berlusconiemu wyboru, a z drugiej strony poprzez całkowity brak działania nie załamać rynków i nie doprowadzić do rozpadu strefy euro.
Założone cięcia mają do 2013 roku ograniczyć włoski deficyt budżetowy do 0,1 procent PKB (z 3,9% w roku obecnym), a dług publiczny do 116,4% (z 120% w roku obecnym). Jednak Międzynarodowy Fundusz Walutowy stwierdził, że rząd włoski jest zbyt optymistyczny w swoich prognozach i szacuje, że w roku obecnym deficyt wyniesie 4%, a w roku 2013, przy bezbłędnej egzekucji założeń, spadnie do poziomu 1,1% wartości PKB.
Najważniejsze założenia planu to:
- podniesienie podatku VAT z 20% do 21%,
- wprowadzenie dodatkowego, trzyprocentowego podatku dla osób zarabiających powyżej 300 tysięcy euro (tzw. podatek solidarnościowy),
- wydłużenie wieku emerytalnego kobiet z 60 na 65 lat,
- uszczuplenie administracji.
Rynek bardzo nieufnie podchodzi do Italii, co można było zaobserwować po rekordowo wysokim, przekraczającym 6 proc. oprocentowaniu włoskich obligacji. Wielu analityków uważa, że podnoszenie podatków i wprowadzenie nowych nie rozwiąże problemu. Cięcia w administracji są dalekie od wystarczających i potrzeba bardziej odważnych decyzji. Ostatnio rząd włoski obniżył prognozy wzrostu PKB na 0, 7% w tym roku i 0, 6% w przyszłym. To i tak optymistyczne prognozy, bo np. analitycy HSBC szacują na koniec 2011 r. PKB bez zmian i recesję przez pierwsze trzy kwartały 2012 r.
W poszukiwaniu kupca na obligacje
Inwestorzy dali jasno do zrozumienia, że finansowa sytuacja we Włoszech jest bardzo ryzykowna i za to ryzyko żądają odpowiedniej premii, na której wypłacenie, szczególnie teraz, włoskiego rządu nie stać. Z ratunkiem przyszedł Europejski Bank Centralny, który kupił włoski dług za 30 miliardów euro, generując popyt i tym samym chwilowo obniżając oprocentowanie. Jednak ta kwota jest niewystarczająca.
Włoski minister finansów Giulio Tremonti spotkał się w tej sprawie z Lou Jiwei – szefem China Investment Corporation, rządowego funduszu inwestycyjnego posiadającego aktywa o wartości 400 miliardów dolarów. Chińczycy mogą się okazać ratunkiem dla Włoch, jeżeli zdecydują się na zakup obligacji. Jednak na pewno nie zrobią tego bezinteresownie.
Rządowa opozycja mówi o historycznym precedensie, który na długo będzie wspominany jako okres wstydu – Włochy muszą „żebrać” w innych krajach o pieniądze. Aukcja obligacji, która odbyła się pod koniec września, przyniosła najwyższy w historii obecności Włoch w strefie euro poziom oprocentowania 10-latek – 5, 86 (dla porównania: oprocentowanie niemieckich obligacji to 2,25%). W ten sposób udało się Włochom pozyskać 7, 86 miliardów euro od inwestorów, jednak tak wysoki poziom odsetek od długu może być w dłuższej perspektywie zabójczy.
Punkt widzenia społeczeństwa
Jak na tą całą sytuację zapatrują się sami Włosi? Zdaniem Paolo Cozzy, znanego uczestnika programu „Europa da się lubić”, Włosi nie widzą kryzysu. Restauracje są pełne, tak samo plaże i hotele – zupełnie nie widać paniki, która rozpętała się na rynkach pod wpływem napływających informacji. Jak twierdzi, Europa jest znacznie bardziej zaniepokojona niewypłacalnością Włoch niż sami zainteresowani. Premier Berlusconi stara się przekonywać społeczeństwo, że wielkich problemów nie ma, a obniżanie ratingów jest po prostu grą polityczną.
Cozza zwraca uwagę, że widać różne problemy: unikanie płacenia podatków, olbrzymią biurokrację oraz administrację państwową. Ta ostatnia jest jego zdaniem maszynką do marnowania pieniędzy: urzędnicy mają duże pensje, różne premie, a nawet darmową opiekę zdrowotną. Te przywileje powodują we Włoszech wiele kontrowersji i budzą społeczny sprzeciw.
Jeżeli chodzi o rządy Berlusconiego, zdania wśród społeczeństwa są podzielone. Niektórzy obywatele po wszystkich seksaferach deklarują jeszcze większe poparcie dla premiera. Problemem jest brak solidnej opozycji, która nie przedstawia żadnych konkretnych planów, a jedynie stanowczo domaga się odejścia Berlusconiego. Sytuacja jest patowa, a sam premier nie ma czasu na rządzenie państwem, bo spędza wiele czasu na przesłuchaniach sądowych i własnych sprawach. Tymczasem kraj ulega rozkładowi.
Źródło: Bankier.pl