W USA gracze też czekali na komunikat po posiedzeniu FOMC reagując w na informacje ze spółek. Jedynym raportem mogącym wpłynąć na zachowanie rynków była informacja o zapasach ropy i paliw w USA. Okazały się, że we wszystkich kategoriach nastąpił wzrost zapasów, co doprowadziło do spadku ceny ropy o 1,1 procenta. Realizacja zysków pociągnęła w dół cenę miedzi, a złoto reagowało spadkiem ceny na umocnienie dolara.
Informacje ze spółek były mieszane. Nadal pomagały obozowi byków informacje o fuzjach i przejęciach. Credit Suisse spekulacjami o przejęciu zachęcił do kupna akcji OfficeMax, a cena Alltela rosła, bo Wall Street Journal napisał, że spółka prowadzi rozmowy z trzema potencjalnymi kupcami. Najbardziej pomagał indeksowi DJIA wzrost kursu IBM. Analitycy Goldman, Sachs twierdzą, że przyśpieszenie wykupu akcji podniesie w przyszłości zyski tej spółki. Poza tym rósł kurs Texas Instruments, który poinformował, że podniósł marże. Były jednak i negatywy. Gracze przeceniali akcje Cisco, które opublikowało niesatysfakcjonujące ich prognozy sprzedaży. Poza tym Toll Brothers (deweloper w segmencie luksusowych domów) poinformował, że jego prognoza na ten kwartał jest nieaktualna, bo stan rynku nieruchomości jest dużo gorszy od jego oczekiwań. Przed komunikatem FOMC indeksy S&P 500 i DJIA lekko rosły, a NASDAQ spadał.
Okazało się, że Komitet Otwartego Rynku oczywiście (nikt nie oczekiwał, że będzie inaczej) nie zmienił poziomu stóp procentowych (5,25 proc.). Komunikat nie różnił się prawie niczym od poprzedniego. Większy nacisk położono jednak na „nieco za wysoką” inflację bazową. Stwierdzono też, że Komitet nadal niepokoi się tym, że istnieje ryzyko, iż inflacja nie będzie malała tak, jak się tego oczekuje. Jeśli chodzi o gospodarkę to zauważono znaczne spowolnienie w pierwszym kwartale i pogorszenie sytuacji na rynku nieruchomości, ale oczywiście pojawiła się też mantra, którą można dostrzec w poprzednich komunikatach: „wydaje się prawdopodobne, że gospodarka będzie się rozwijała w umiarkowanym tempie”. FOMC uzależnił swoje działania od kolejnych danych makroekonomicznych.
Ponieważ komunikat był może nieco bardziej „jastrzębi” niż poprzedni to wzmocnił się dolar i wzrosła rentowność obligacji. Rynek akcji zlekceważył całkowicie tę delikatną zmianę tonu komunikatu. Indeksy z początku tylko spadły, ale niedźwiedzie miały stanowczo za mało siły. Byki natychmiast to poczuły i nic już nie mogło zatrzymać wzrostu indeksów. DJIA znowu ustanowił rekord wszech czasów, a S&P 500 zbliżył się znacznie do swojego. Jak widać euforyczne nastroje utrzymują się, a gracze nadal nie chcą widzieć żadnych zagrożeń.
Ponieważ wyjeżdżam w delegację to nie będę mógł w piątek napisać komentarza porannego. Dlatego też omówię to, co może się wydarzyć w ciągu dwóch najbliższych dni. Dzisiaj jest też dzień banków centralnych, tyle że europejskich. Decyzje o poziomie stóp procentowych podejmują Bank Anglii i Europejski Bank Centralny. Ten pierwszy powinien, zgodnie z prognozami, podnieść stopy do 5,5 procenta, a ECB poziomu stóp najpewniej nie zmieni. Takie decyzje są już zawarte w cenach akcji, więc reakcje zobaczylibyśmy jedynie wtedy, gdyby rynek został zaskoczony. Brak podwyżki w Wielkiej Brytanii osłabiłby euro, a podwyżka w strefie euro podniosłaby kurs EUR/USD. Jeśli zaskoczenie nie będzie to gracze skupią się na konferencji prasowej Jean-Claude Trichet, prezesa ECB. Jeśli jego to będzie bardziej „jastrzębi” od oczekiwań to euro się wzmocni, a jeśli mniej to osłabnie.
O tej samej porze, kiedy to pojawi się szef ECB zostaną opublikowane raporty makroekonomiczne w USA. Takie nałożenie się wydarzeń utrudni prognozowania ruchów walut i cen akcji. Marcowy bilans handlu zagranicznego powinien pokazać zwiększenie deficytu, ale problem jest w jego wielkości. Gdyby był mniejszy od prognoz to dolar zyska. Musiałby być wyraźnie większy od oczekiwań, żeby kurs EUR/USD mocniej zareagował. Indeksy giełdowe nie powinny nawet drgnąć.
Być może zobaczymy jakąś reakcję, ale też niezbyt dużą, po publikacji danych o tygodniowej zmianie na rynku pracy w USA. Im mniejsza będzie ilość noworejestrowanych bezrobotnych tym lepiej dla dolara. Indeksy mogą chwilowo i kosmetycznie wzrosnąć po lepszych od prognoz danych. Gorsze zostaną zlekceważone. Większe znaczenie może mieć publikacja raportu o cenach płaconych w imporcie i eksporcie. Szczególnie ceny importu (bez ropy) mogą wpłynąć na zachowanie rynków. Jeśli wzrosną mocniej niż tego się oczekuje to dolar się umocni, a indeksy mogą chwilowo spaść (droższy import to wyższa inflacja). Jak widać dane dla rynku akcji nie powinny mieć większego znaczenia, a jeśli chodzi o rynek walutowy to dużo zależy od tego, czy wszystkie raporty pokażą rynkowi jeden kierunek (wtedy reakcja byłaby mocna), czy będą zróżnicowane, bo wtedy zapanowałby marazm, bo rynek wszedłby w fazę oczekiwania na dane o inflacji.
Decydujący dla rynków powinien być piątek, bo wtedy w USA zostaną opublikowane raporty o kwietniowej sprzedaży detalicznej oraz o inflacji w cenach producenta (PPI). Bardziej istotne powinny być dane o inflacji. Niska inflacja bazowa pozwoliłaby na kontynuowanie zwyżki indeksów i osłabiłaby dolara. Zaskakująco wysoka podziałałby oczywiście odwrotnie. Fed nie zwraca szczególnej uwagi na PPI koncentrując się na bazowej inflacji w cenach konsumenta (bazowa CPI), więc reakcja na słabe dane nie musi być duża. Gdyby PPI bazowa była niska to byki z pewnością wykorzystają sytuację.
Publikowane w tym samy czasie, co raport o inflacji dane o sprzedaży detalicznej nabiorą znaczenia, gdyby były nastąpił jedynie niewielki wzrost inflacji bazowej (prognozuje się wzrost o 0,2 proc.). Gracze zwrócą uwagę na sprzedaż bez samochodów, bo ta ostatnia uznawane jest za bardzo zmienną. Rynek oczekuje umiarkowanego wzrostu (0,5 proc.), ale ostatnie raporty prywatnych firm badawczych sygnalizują, że kwietniowa sprzedaż była bardzo słaba, a jeśli weźmie się pod uwagę, że w kwietniu były święta Wielkiej Nocy to bardzo słaba. Raport ten może więc negatywnie zaskoczyć graczy. Piszę „może”, bo bardzo często oficjalne dane nie potwierdzają wcześniejszych prognoz. Gdyby wzrost sprzedaży był bardzo mikry, a tym bardziej, gdyby dynamika sprzedaży spadła, to dolar osłabnie, a obóz niedźwiedzi na rynku akcji dostanie oręż do ręki.
Jak widać gracze będą reagowali na dwa ważne raporty, więc istotnej reakcji możemy oczekiwać tylko wtedy, gdyby szły w jednym kierunku. Na przykład, gdyby sprzedaż była niska a inflacja wysoka (spadek cen akcji). Dla dolara najgorszym zestawem byłby spadek inflacji i słaba sprzedaż. Wydaje się jednak, że rynek akcji albo przedłuży zwyżkę albo wypracuje niezbyt istotną korektę.
Bezsilne byki na GPW
W środę nasz rynek walutowy z rana też się stabilizował, ale przed południem złoty zaczął znowu tracić. Wpływ na zachowanie rynku miały ruchy kursu EUR/USD, ale przede wszystkim nadal największą rolę odgrywało ciągle utrzymujące się wyprzedanie techniczne. Wystarczyło jednak, żeby kurs EUR/USD zaczął w drugiej połowie dnia rosnąć, żeby złoty natychmiast się wzmocnił. Mimo umocnienie dolara po komunikacie FOCM złoty umocnił się na koniec dnia zarówno do dolara jak i do euro pokazując, że jest niezwykle silny.
W czwartek i piątek posiedzenia Banku Anglii i ECB (czwartek) i dane makro z USA (szczególnie te o inflacji PPI w piątek) pokażą, czy korekta na rynku EUR/USD będzie kontynuowana (na razie na to wygląda). Gdyby tak się stało to złoty w końcu tygodnia powinien trochę osłabnąć. Choćby dlatego, że często w piątek następuje realizacja zysków. Gdyby jednak Układ danych makro i komentarze Jean-Claude Trichet doprowadziły do wzrostu kursu EUR/USD, czego też nie można wykluczyć, to nic złotego nie powstrzyma w umacnianiu się do głównych walut.
GPW rozpoczęła w środę sesję od zwyżki idąc za przykładem giełd europejskich i odrabiając część strat z nerwowej, niezbyt uzasadnionej, wtorkowej wyprzedaż. Praktycznie jednak od samego początku sesji rynek wszedł w marazm, a potem zaczął się osuwać kopiując zachowanie innych rynków europejskich. Widać było, że inwestorzy w bardzo zróżnicowany sposób podchodzą do spółek. Można było na przykład chęć realizowania zysków na akcjach banków, które już opublikowały wyniki (BRE, BZ WBK) i kupowania akcji przed raportami kwartalnymi (BPH, Pekao).
Nawiasem mówiąc dzień publikacji tych raportów przesuwa się ciągle do przodu, z czego wynika, że muszę zmienić źródło, z którego korzystam. Na sto procent pewne już jest, że będą opublikowane dzisiaj, ale ich wpływ na rynek będzie dosyć ograniczony. Gdyby nawet były bardzo dobre to gracze widzą, że po publikacji raportu kwartalnego kurs BZ WBK co prawda wystrzelił do góry, ale po 3 sesjach wzrostu nastąpiły 3 sesje spadku, które doprowadziły cenę akcji do wyjściowego poziomu.
W środę udało się zamknąć sesję neutralnie, ale po dwudniowej zniżce, która zabrała WIG20 2,6 procenta, nie było to wielkie osiągnięcie,. Wydaje się, że byki straciły siłę, a nastroje są coraz bardziej pro-spadkowe. Warto zauważyć, że ujemna baza na kontraktach sięgała w czasie sesji nawet prawie 50 punktów. Nie dziwię się temu pesymizmowi, bo rynek amerykański jest tak wykupiony, że strach nań nawet patrzyć. Jasne jest, że jak już rozpocznie się korekta to będzie brutalna, więc mało kto chce u nas ryzykować. Polacy nie są aż takimi ryzykantami jak Amerykanie.
Faktem jest jednak, że nasz rynek nie jest techniczne wykupiony i wzrastać może. Wydaje się prawie pewne, że (o ile nie zaszkodzą wyniki spółek) zaczniemy sesję w czwartek znowu od wzrostu. Powinniśmy ją tez wzrostem skończyć, bo nie bardzo widzę, co miałoby rynkom zaszkodzić. Za to w piątek wszystko zależeć będzie od amerykańskich danych makro. Dopiero po 14.30 zapadnie decyzja, co do kierunku indeksów.