Dzisiaj odbędzie się przetarg obligacji 30-letnich, ale nie będzie to miało żadnego wpływu na nasz rynek walutowy. Obligacje o tak długim okresie zapadalności nie są kupowane przez zagranicę, więc takie przetargi na nie mają prognostycznego znaczenia dla kursów walut. Teoretycznie wpływ na rynek może mieć publikacja danych o polskiej inflacji (CPI), ale musiałaby być ona zdecydowanie wyższa niż prognozowane 2,1 procenta, żeby rynek zareagował. Wysoka inflacja jest niekorzystna dla akcji i obligacji, a co za tym idzie i dla złotego.
Na GPW we wtorek otwarcie sesji było neutralne. Pod wpływem spadków indeksów na innych giełdach Eurolandu i u nas rynek zaczął się osuwać, ale wystarczyło, żeby europejskie indeksy wróciły do poziomu poniedziałkowego zamknięcia, żeby i nasze powieliły ten ruch. Z największych spółek najmocniejszy był w tej fazie KGHM. Przed południem indeksy trochę się „rozjechały”. Rósł WIG20, spadał MWIG40, a WIG nie zmieniał się. Jednak po południu, kiedy rentowności obligacji amerykańskich zaczęły rosnąć, indeksy solidarnie ruszyły na południe. Końcówka w wykonaniu WIG20 była bardzo słaba, ale jednoprocentowego spadku nie można uznać za przecenę.
Nie zmienia to postaci rzeczy, że dzisiaj powinniśmy rozpocząć sesję spadkiem. Indeksy w USA wczoraj mocno spadły, surowce potaniały, rentowność obligacji USA bije roczne rekordy… Trudno dopatrzyć się jakichś pozytywów. Na domiar złego w piątek wygasa czerwcowa seria kontraktów – od dzisiaj na rynku może z tego powodu dochodzić do dziwnych ruchów. Nie wiem, czy w trakcie sesji dojdzie do polowania na odbicie w USA, bo zależy to od ruchów na rynku obligacji, ale przed podjęciem decyzji o kupnie akcji poczekałbym jednak na czwartkowe i piątkowe dane o inflacji z USA. Co prawda dzisiaj decyzja odnośnie ruchu indeksów zostanie podjęta na rynkach światowych (i u nas) po danych o amerykańskiej sprzedaży, ale to nie te dane pokażą rynkowi kierunek w średnim terminie, a właśnie raporty o inflacji.
Rynek długu przecenia akcje
Wtorkową sesję giełdy europejskie rozpoczęły spadkiem indeksów, bo gracze byli zaniepokojeni neutralnym zakończeniem poniedziałkowej sesji w USA. Jednak poniedziałkowy wzrost cen miedzi i ropy pomagał sektorowi surowcowemu, a poza tym Morgan Stanley podniósł rekomendację dla Siemensa, a to odwróciło kierunek indeksów i doprowadziło do poziomów, które można uznać za neutralne. Pomagało akcjom utrzymujące się osłabienie euro. Kurs EUR/USD osuwał się, ale ten ruch nie wynikał z zachowania rynku amerykańskich obligacji – tam panował całkowity spokój. Nie pomogła europejskiej walucie publikacja danych o produkcji przemysłowej w strefie euro – wzrosła tylko o 2,8 procenta, a oczekiwano, że zwiększy się o 4,4 proc. Przed otwarciem sesji w USA ceny obligacji znowu zaczęły spadać, a to natychmiast doprowadziło do spadku europejskich indeksów.
Do 21.00 byłem pełen uznania dla odporności amerykańskich inwestorów. Ich zachowanie podczas wtorkowej sesji sygnalizowało, że rynek zdecydowanie chce rosnąć nie zważając na negatywne informacje. Od początku sesji ceny obligacji spadały, a tym samym rosła rentowność. Dla obligacji 10-letnich zbliżyła się znacznie do szczytu sprzed roku, a dla 30-letnich nawet go przekroczyła. Pamiętamy, do czego rok temu doprowadził taki wzrost rentowności – indeksy na całym świecie gwałtownie spadały (WIG20 stracił 25 procent).
Już nawet bardzo doświadczeni gracze z rynku długu dziwią się, że ceny obligacji spadają bez najmniejszego odbicia. We wtorek ceny długu spadały, bo kierowały się niepokojącymi informacjami dochodzącymi zarówno spoza jak i z USA. Ceny produkcji i detaliczne w Chinach i Japonii rosną mocniej niż oczekiwano, a Mervin King, szef Banku Anglii, ostrzegł, że być może w celu zahamowania wzrostu inflacji trzeba będzie znowu podnieść stopy. Poza tym przetarg na obligacje 10 – letnie zakończył się co prawda sukcesem, ale rentowność była wyższa od oczekiwań. Bardzo logicznie zachowały się rynki walutowy i surowcowy. Wzrost rentowności obligacji umocnił dolara, a ceny miedzi, ropy i złota spadły.
Giełdy całkowicie zlekceważyły wystąpienia Henry Paulsona, sekretarza skarbu USA i Alana Greenspana, byłego szef Fed. Nie dziwi to, że wystąpienie Paulsona nie wywarło żadnego wpływu na rynkach, bo nie było w nim nic ciekawego. Jednak Alan Greenspan ostrzegł, że tempo wzrostu Chin jest nie do utrzymania, boom na rynkach finansowych zbliża się do końca, a rentowność obligacji będzie nadal rosła. Powiedział też, że „niektóre wskaźniki cena/zysk (P/E) wydają się dyskontować stan nirwany”. Było to nic innego jak powtórzenie słynnego ostrzeżenia z 1996 roku o „nieracjonalnej przesadzie”. Widziałem jedynie nieznaczne osunięcie się indeksów po tym wystąpieniu, a już pół godziny później ruszyły na północ.
Najdziwniejsze w zachowaniu rynków akcji było to, że informacje dochodzące ze spółek nie były wcale takie znowu znakomite. Po poniedziałkowej sesji Texas Instruments obniżył prognozę przychodów drugiego kwartału, a Intel we wtorek poinformował, że w ciągu najbliższych 3 miesięcy obniży znacznie ceny swoich procesorów. Podobno po to, żeby odzyskać udział w rynku stracony na rzecz AMD. Problem w tym, że obniżając ceny zmniejszy też i zyski. Inwestorzy zareagowali podnosząc cenę akcji Intela i … AMD. Gdzie tu sens, gdzie logika? Owszem, były i dobre informacje. Lehman Brothers opublikował bardzo dobry raport kwartalny, Schering-Plough poinformował, że marże w 2007 roku będą wyższe niż w 2006, a Caterpillar podtrzymał swoje prognozy na ten rok.
Nastroje były tak dobre, że indeksy co prawda osuwały się, ale na dwie godziny przed końcem sesji wróciły na poziom poniedziałkowego zamknięcia. Wydawało się, że taki zwrot sygnalizuje „bycze” zamknięcie sesji, ale kolejny spazm podaży i ewidentna panika na rynku obligacji (rentowność 10-latek i 30-latek pokonała szczyt z zeszłego roku) takie zakończenie uniemożliwiły. Sesja zakończyła się dużymi spadkami indeksów, ale mimo to widać, że rynek rozpocznie zwyżkę pod byle pretekstem. Duża część inwestorów po prostu liczy na bardzo silne odreagowanie spadku cen obligacji. Mogą się nie mylić, ale pod warunkiem, że dane o inflacji będą korzystne dla obligacji i akcji.
Warto zauważyć, że giełdy azjatyckie zareagowały bardzo ospale na spadki indeksów w USA. Owszem, indeksy się w Azji rano osuwały, ale spadki nie przekraczały 0,5 procenta. Wyjątkiem były giełdy chińskie, gdzie indeksy rosły od 2 do 5 procent reagując na dane o wzroście sprzedaży detalicznej aż o 15,9 procenta. Giełdy chińskie kompletnie się jednak nie liczą dla graczy globalnych. Generalnie reakcja na opuszczenie przez rentowność obligacji amerykańskich 20 – letniego kanały trendu spadkowego (to długoterminowy sygnał sprzedaży obligacji) jest zaskakująco słaba. Co prawda przy tak długim kanale trendu wolę się posługiwać wykresem tygodniowym, ale trudno przypuszczać, żeby do piątku sygnał został anulowany. Tak słaba reakcja zapowiada mocne wzrosty jak tylko na rynku obligacji rozpocznie się korekta.
Dzisiaj najważniejszym raportem makroekonomicznym będzie publikacja danych o sprzedaży detalicznej w USA. Po bardzo słabych danych kwietniowych odczekiwania są optymistyczne. Nie wiem, czy nie za bardzo optymistyczne. Jak zwykle gracze zwrócą uwagę przede wszystkim na dane o sprzedaży z wykluczeniem samochodów. Jeśli będzie ona lepsza od prognoz do reakcja może być nieco dziwna. Owszem, dolar się wzmocni, ale akcje mogą nawet tracić, bo przecież wzrośnie rentowność obligacji, w którą gracze się tak bardzo ostatnio wpatrują. W tym samym czasie dowiemy się też, jakie ceny płacono w maju w handlu zagranicznym. Najważniejsze będą ceny importu, bo to one wpływają na inflację. Im wyższe tym gorzej dla akcji i lepiej dla dolara. Jednak wpływ tych danych będzie zdecydowanie mniejszy niż raportu o sprzedaży detalicznej.
W drugiej części dnia dowiemy się jeszcze, jak zmieniły się w kwietniu zapasy w firmach, ale rynki ten raport lekceważą. Nie oczekuję też logicznej reakcji po publikacji danych o zapasach paliw i ropy w USA. Doświadczenie uczy, że wpływ tego raportu na cenę ropy jest niewielki. Wykorzystywany on jest jedynie do chwilowych ruchów, które najczęściej nie mają nic wspólnego z zakończeniem handlu w danym dniu. Ostatnią publikacją (2 godziny przed końcem sesji) będzie Beżowa Księga Fed (raport o stanie gospodarki). Nie oczekuję pojawienia się w nim żadnych nowych sformułowań, ale wiadomo, że gracze mogą sobie coś w nim wypatrzyć.